top of page

Z DYSKUSJI O „BARBARZYŃCACH U BRAM''

 

Powieść o skundlonym pokoleniu

 

Grzegorz Kowal

 

(…)Karykatura establishmentu jest tylko tłem dla akcji właściwej. Akcji rozgrywającej się we wrocławskich knajpach i melinach. Akcji, na którą składają się przede wszystkim pełne goryczy rozmowy w atmosferze nasączonej alkoholem, której bohaterami nie są elity władzy, ale osoby – z ludzkiego punktu widzenia – przegrane.

 

Większość bohaterów świata wykreowanego przez Srokowskiego ma swoje pierwowzory w rzeczywistości. I niejedna sytuacja opisywana w książce wydarzyła się naprawdę. Autor opisuje świat, który doskonale zna. Postacie, z którymi – jak się wydaje – jest lub był w bliskich relacjach. A jednak jest to literatura przepełniona goryczą. Polska XXI wieku, rządzona przez łajdaków, chyli się ku upadkowi. Pozytywni bohaterowie, nie mogąc znieść ciężaru rzeczywistości, uciekają w alkohol. A ci z nich, którzy jakoś ułożyli sobie życie, nie potrafią im pomóc. Świat realny przeplata się miejscami z zagadkowym światem magicznym (trochę jak w „Mistrzu i Małgorzacie” Bułhakowa), co dodatkowo zagęszcza atmosferę powieści.

 

Głównym bohaterem książki jest Maks Kolba – brudny, zionący alkoholem, z zaniedbanym zarostem, który mamrocząc coś pod nosem chwiejnym krokiem przemierza wrocławski Rynek w poszukiwaniu kogoś, kto dorzuciłby mu się do butelki wódki. Żul, jak określiłoby większość mijających go ludzi. Ale Kolba nie jest zwykłym żulem. Jest wybitnym intelektualistą cytującym z pamięci Simone Weil i św. Tomasza z Akwinu, pisarzem trwoniącym swój nieprzeciętny talent, doskonałym obserwatorem rzeczywistości. Jest wreszcie byłym działaczem opozycji antykomunistycznej, jednym z pierwszych wrocławskich drukarzy podziemnych i bardzo ważną postacią w strukturach radykalnego nurtu opozycji antykomunistycznej. Dzięki wątkom retrospektywnymi (będącymi zresztą niezłą lekcją historii dla pokolenia nie pamiętającego lat 70. i 80.) możemy po części prześledzić drogę, która zaprowadziło go na dno. Choć ja czuję lekki niedosyt – mogłoby być ich trochę więcej (kto wie, może autor pokusi się o napisanie powieści poświęconej tylko biografii postaci, na której wzorował Maksa Kolbę?)

 

Kolba w długich monologach, które wygłasza przed swoimi przyjaciółmi, niezwykle celnie opisuje rzeczywistość, często bezlitośnie punktując ludzi dawnej „Solidarności”. Przywołajmy tylko jeden, bardzo ogólnikowy, fragment jego wypowiedzi: Skundliło się moje pokolenie, spodliło się, bracie. Dało się przekabacić fałszerzom, dupy dało hienom. Poszło na pasku obcych. Nie dźwignęło ciężaru wolności. Oto nasz problem, kurwa. O tym trzeba pisać, nie o kombatantach. Zajęło się to pokolenie gromadzeniem dóbr, szmalu, posadami, wysokimi stołkami, a naród, kurwa, poniżony i upokorzony, dławi się w tej pierdolonej wolności. A to gówno, bracie, nie wolność. Skundlenie, jakiego świat nie widział. Odrażający zapach zgnilizny i zdrady. Parszywe spapranie elit. I chichot historii.

 

 

 

I książkę o skundlonym pokoleniu, nie o kombatantach, napisał Srokowski.

 

***

 

Powieść „Barbarzyńcy u bram” nie jest lekturą lekką, łatwą i przyjemną. Jakkolwiek książka napisana jest bardzo sprawnie i czyta się ją jednym tchem, to zmusza czytelnika do refleksji. I niekoniecznie musi to być refleksja przyjemna. Autor nie pozostawia suchej nitki na elitach III RP, ale nie oszczędza też środowiska, z którego sam się wywodzi – radykalnego nurtu opozycji, który po 1989 r. został całkowicie zepchnięty na boczny tor życia politycznego. To bicie się we własną pierś – czy zrobiliśmy wystarczająco dużo, aby zapobiec roztrwonieniu ideałów „Solidarności”? – jest zjawiskiem chyba dość rzadkim wśród pisarzy, nazwijmy to, antysalonowych. Tylko czy spodoba się czytelnikom?

 

***

 

To dramatyczna, a może lepiej powiedzieć, wstrząsająca opowieść o tragedii naszego życia, o tym, jacy jesteśmy i co się z nami dzieje. Diagnoza ponura i ciemna, choć niemało tu świetnej groteski… Może to właśnie ta książka rozpocznie debatę o nas, samych i naszej kondycji, pogłębioną i zdecydowaną, bo brakuje nam takiej debaty. Nie publicystycznej, tylko głębszej, filozoficznej... Pewne jej tony dostrzegam u prof. Legutki... Bartek

 

*****

 

Tego autora warto czytać. Mądry człowiek - ważne książki.

 

*****

 

Przeczytałam całość. Jestem pod wrażeniem. Najważniejsze przesłanie autora: Świat bez Boga nikczemnieje, zapada się w pustkę, karłowieje. I to jest największa tragedia naszego czasu. Świąt bez Boga - straszna pustynia.

 

***

 

dla mnie to powieść o przerażającej samotności współczesnego człowieka o zanikaniu wartości wspólnotowych o sparszywieniu władzy kuba

 

*****

 

"Barbarzyńcy" to śmiertelnie poważna sprawa. Pierwsza współczesna polska powieść katastroficzna. Srokowski jednoznacznie pokazuje koniec świata "Solidarności", jako ruchu i solidarności, jako wartości. Żegna się z porządkiem, który budził nadzieję. Nie ma już nadziei. A dokładniej mówiąc, nie ma nadziei w zbiorowości. Jest nadzieja w indywidualnym człowieku, w odradzaniu jednostki, w jej duchowości. Z tego fundamentu, wydaje się dowodzić pisarz - i tylko z tego,- może się odrodzić nowy sens życia, Przypomnę, że przed wojną katastrofistami byli poeci, Józef Czechowicz, Sebyła, po trosze też Miłosz. Srokowski do nich nie nawiązuje, jego ciemny świat, choć pisany nieraz szyderczym piórem, wywodzi się wprost ze Starego Testamentu, z Księgi Rodzaju, zniszczenia Sodomy i Gomory, I zapowiada nową erę, która nadchodzi. Ernest B.

 

***

 

Odważna książka z wysokiej półki. Wchodzi pod skórę jak drzazga. Tragiczny obraz polskiej rzeczywistości pokazany w historycznej perspektywie w sposób ironiczny, z ostrą groteską i fantazją. Przeraźliwy smutek wyzierający z postaci każe się zastanowić nad sensem ludzkiej egzystencji, w której rozmyły się wartości duchowe, a prym wiodą barbarzyńcy. Barbarzyńcą może stać się każdy, kto da upust ciemnym żądzom, zatraci się w materialnych dążeniach, nie zbuduje sumienia w oparciu o zasady, nie obudzi Boga w sobie. To wołanie pisarza o opamiętanie. Zwrócenie uwagi na współczesny język, który może służyć niecnym celom, gdzie pod płaszczykiem słów o miłości i integracji unieważnia się zło. Pokazanie moralnej degrengolady elit rządzących, trwanie w pijanym amoku postaci z różnych środowisk jest przeklinaniem świata, w którym trudno się odnaleźć, a co dopiero zaufać, gdy wszyscy się zdradzają, inwigilują i wzajemnie sobą manipulują. W tym strasznym mroku chwilami ma się wrażenie, że ocalenie autor widzi w sztuce, w niepoprawnych artystach, którzy ze względu na swoją wrażliwość widzą więcej i jak delikatne kwiaty na skale szukają porozumienia ze światem.

bottom of page