Gdy Bandera sięgnął w 1933 r. po władzę w OUN, natychmiast mistrzem jego stał się Hitler. Jako przewodniczący Krajowego Kierownictwa OUN, osobiście wydawał rozkazy mordowania znanych działaczy życia publicznego, takich jak kurator szkolny Gadomski, wojewoda wołyński, Józefski, czy Ukraińcy niepodporządkowujący się jego zbrodniczym działaniom. W sumie zlecił około 20 mordów i kilkanaście zamachów. W jednym z takich zamachów ( 15.06.1934 r.) zginął polski minister spraw wewnętrznych, Bronisław Pieracki. Zabity został też poeta i dyrektor gimnazjum ukraińskiego we Lwowie, Iwan Babij, wielce zasłużony dla rozwoju kultury obu narodów. Jak się na kogoś Bandera uwziął, nie było litości. Być może w ogóle nieznane mu było uczucie litości. Biograf powiada bowiem, że gdy był dzieckiem, dusił koty, a później znęcał się nad swoją żoną, bił ją i terroryzował. Musiało więc być w nim coś z sadysty od samego początku. Był mściwy i bezwzględny. Z pozoru niewinny, drobny, kruchy, chorowity, niskiego wzrostu (159), zapewne z kompleksami, na zewnątrz pokazywał jednak spryt, bezwzględność i siłę. Zachwycony hitlerowską „nocą długich noży”, przeprowadzoną z 29 na 30 czerwca 1934, w czasie której bojówki Hitlera wymordowały jego przeciwników, zabijając 77 osób, a być może nawet 400, zachwycony więc tą akcją, Bandera uruchomia w 1935r. podobny system pozbywania się konkurentów. I we własnych szeregach rozlicza się z oponentami. W wyniku czystki, giną nawet ukraińscy gimnazjaliści i studenci. Biograf wprawdzie wspomina o inspiracjach, ale nie wydaje się przywiązywać do nich większego znaczenia. Nie wyciąga wniosku, iż od samego początku swojej działalności Bandera ujawnia cechy mordercy, prymitywnego, choć sprytnego zabójcy. A przecież aż się prosi, by dokładniej zbadać każdy z osobna z tych przypadków i sprawdzić, czy te sadystyczne skłonności nie miały wpływu na jego późniejsze zbrodnicze decyzje. Tak, czy inaczej, otoczenie Bandery miało znakomity przykład, jak sobie radzić z przeciwnikiem. Podstępnie niszczyć, zabijać, mordować. Niepotrzebne były dodatkowe deklaracje i polityczne posłannictwa, wystarczyła praktyka terroryzowania, budowanie wizerunku silnej, pozbawionej skrupułów władzy, która potrafi zasiewać tylko strach i przerażenie. I właśnie strach i przerażenie stały się tą energią napędową, ku której zmierzał Badera.
W następnych latach staje na usługach Rzeszy, współpracuje z niemieckim wywiadem, działa przeciwko II RP. Romanowski jednak Banderę pomniejsza, osłabia jego siłę, degraduje znaczenie, jakby chciał powiedzieć, że to wytwór naszej, polskiej wyobraźni, a nie konkretny, groźny watażka. Ale prawda jest inna. To okrutny potwór. Nikt go z Polaków nie mitologizuje. Bandera był potworem żądnym krwi. Świadczą o tym fakty, straszliwe mordy, których ofiarami padło ok. 200 tyś. Polaków. Ale Romanowski nie osadza biografii Bandery w rzekach krwi, w kłębach dymów, w krzykach rozpaczy, w statystykach rzezi. Nie pokazuje koszmaru zbrodni, spalonych żywcem w tysiącach domów i stodół niewinnych ludzi. Pokazuje go, jako nieudacznika, który „nie podejmował decyzji”. Ale żadne łagodzenie jego wizerunku nic nie zmieni. Bandera podejmował decyzje. I to wielokrotnie, by przeciwników mordować. A Polacy byli dla niego przeciwnikami. Także dzieci w łonie matek, które jego bojowcy wyrywali z brzuchów. Niepotrzebnie więc Romanowski fałszuje jego obraz.
13.01. 1936 skazany zostaje na śmierć za przygotowanie zamachu na ministra B. Pierackiego, ale na podstawie amnestii sąd zamienia mu karę na dożywotnie więzienie. W tym miejscu też mamy dużą lukę w jego życiorysie. Nie wiemy, co się z nim dokładnie działo między 1919-1936 r. 17 lat pustki. Wprawdzie dowiadujemy się nieco o dramatycznej historii rodziny, aresztowaniu i rozstrzelaniu przez NKWD ojca, aresztowaniu i wywózce na Sybir sióstr, o śmierci dwu braci, zabranych przez Gestapo. Być może te straszne chwile wstrząsnęły Banderą, wpłynęły na jego morderczy instynkt. Aż się prosi, by poświęcić im więcej uwagi, ale autor prześlizguje się nad tematem. Dowiadujemy się tylko z pisma, które sam napisał, starając się po wojnie o wyjazd do Ameryki, że wyrastał „ w atmosferze ukraińskiego patriotyzmu i żywej, narodowej, kulturalnej i społecznej ukraińskiej tradycji”. Ciekawe i ważne stwierdzenie. Wynika z niego, że w okresie dzieciństwa i pierwszej młodości nikt go w II RP nie prześladował, a rodzina w pełni czerpała wartości z ukraińskiej tradycji. Można by tylko zapytać, czy owa ukraińska tradycja kazała mu później mordować?
W latach 1936-1937 Bandera i czołowe struktury OUN ściśle współpracują z wywiadem Hitlera. To ma znaczenie dla późniejszych losów przywódcy OUN. Gdy Niemcy napadają 22.06.1941 r. na ZSRR, Bandera będący już wcześniej (1940 r.) po rozłamie w ruchu nacjonalistycznym, przewodniczącym własnej frakcji OUN(b) i żelazną ręką rozprawiający się z konkurentami, gdy więc Niemcy napadają na ZSRR, Bandera tworzy marionetkowy rząd ukraiński, ale szybko zostaje wraz z całą przyboczną kamarylą przez policję niemiecką aresztowany i osadzony w więzieniu w Spandau, a potem w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. Hitler wydał rozkaz, powiadając do Himlera: „Zrób porządek z tą bandą”. Na nic nie przydało się przyklejanie do III Rzeszy.
Niektórzy historycy umniejszają rolę Bandery w aktach ludobójstwa, twierdząc, że skoro w latach 1941-1944, a więc wtedy, gdy trwały największe zbrodnie OUN/UPA, Bandera znajdował się w niemieckim obozie koncentracyjnym, nie można go obciążać żadną winą. Bandera nadal był najważniejszym autorytetem dla faszyzujących środowisk ukraińskich. A wcześniejsza cała jego działalność terrorystyczna, podporządkowana była likwidacji Polaków na polskich ziemiach kresowych. Mordował i siał strach. I teraz za jego przykładem i z jego imieniem na ustach szli ukraińscy chłopi z siekierami na ramionach obcinać głowy polskim sąsiadom i wyrywać z łona matek nienarodzone dzieci. A poza tym, znajdując się w odosobnieniu, nie tracił kontaktu ze swoim środowiskiem, z przywódcami OUN i UPA, mógł z nimi konsultować i uzgadniać decyzje polityczne i wojskowe. Nie znosił katuszy ciemnych cel i surowych rygorów więzienia. Osadzony w wydzielonej części Sachsenhausen, przygotowanej dla osób uprzywilejowanych, kontaktował się ze swoim zapleczem politycznym, pisywał listy, mógł otrzymywać paczki, prowadził poufne rozmowy o zacieśnianiu współpracy z niemiecką Rzeszą, otrzymywał bieżącą prasę i wiedział, co się dzieje na zewnątrz, w jaki sposób OUN i UPA mordują Polaków. Twierdzenie więc, że nie miał wpływu na bieg wydarzeń jest fałszywe. Ani razu się nie sprzeciwił ludobójstwu. Ani razu nie zaprotestował. Zgadzał się na rzezie i popierał je z całą mocą, akceptując działania OUN i UPA. Zwiadowcy i łącznicy Bandery, za cichą zgodą niemieckich strażników, wychodzili z obozu i kontaktowali się z dowódcami OUN i UPA. Jego pomocnicy, Łebed’ i Szuchewycz „Czuprynka” żądają „likwidacji Lachów”. Bojowcy idący z widłami i siekierami na polskie wsie śpiewają podniosłe pieśni: „Bandery duch nas wede” i „Ukraina, ridna maty, budem byty i rizaty”. Najlepszym dowodem na pozory jego aresztu są słowa Himmlera, które wypowiedział, gdy Bandera już w trakcie pobytu w obozie, uskutecznił porozumienie między OUN/UPA a Abwehrą i mógł być zwolniony. A słowa te brzmiały: „Odpadła potrzeba waszego wymuszonego sytuacją przebywania w fikcyjnym areszcie… Rozpoczyna się nowy etap naszej współpracy… ". I pod koniec 1944 r. Bandera wyszedł z odosobnienia, zamieszkał w podarowanej przez Niemców wygodnej willi, a później przedostał się do Krakowa i stamtąd nadal kierował działaniami OUN i UPA, wciąż kolaborując z Niemcami.