top of page

 

Dworek Mickiewiczów – Muzeum Adama Mickiewicza w Nowogródku

 

 

 

Białoruś bliska i daleka

Z ks. Romanem Dzwonkowskim SAC rozmawia Edward Dmoszyński.

 

          Księże Profesorze, jest Ksiądz od kilkudziesięciu lat związany emocjonalnie i przez pracę naukową z Kresami Wschodnimi dawnej Rzeczypospolitej. Owocem tej pracy są książki, artykuły, referaty i wykłady poświęcone Kościołowi katolickiemu na tych terenach od czasów rewolucji bolszewickiej oraz obecnym jego problemom i Polakom na Wschodzie. W sierpniu tego roku odbył Ksiądz kolejną wyprawę na Białoruś. Proszę powiedzieć co było celem tej podróży i czy udało się go osiągnąć.

         „Wyprawa” to za wielkie słowo. Można je odnieść do czasów sprzed „pieriestrojki”, gdy na Wschód jechało się na zaproszenie od rodziny, na granicy było kilka ścisłych kontroli, konfiskowane były książki religijne i dewocjonalia, a gdy ktoś miał ich trochę więcej, cofano go na granicy. Niekiedy trzeba było dla tej kontroli opuścić pociąg, który odjeżdżał i był kłopot z dalszą podróżą. Po przyjeździe na miejsce i zameldowaniu się na milicji słyszało się słowa: „W nierajona uchadit nielzia” – „Poza powiat wyjeżdżać nie wolno”. Obecnie podróże są ułatwione. W moim wypadku, jeden z księży z Oszmiany, do której się udaję, przyjeżdża do Lublina, ruszamy przed południem i wieczorem jesteśmy na miejscu. Oczywiście trzeba się przedtem postarać się o wizę.

          Dla mnie to zawsze podróż w historię i okazja do poznania aktualnej sytuacji Kościoła i Polaków na Białorusi. Geograficznie to państwo jest blisko, ale pod względem jego znajomości jest bardzo odległe. W czasie podróży trudno nie zatrzymać się choćby na chwilę choćby tylko w niektórych miejscach i miejscowościach związanych z naszą historię i kulturą. Na przykład nad pięknym jeziorem Świteź, znanym ze Świtezianki Adama Mickiewicza, czy w Nowogródku przy historycznej farze, fundowanej kiedyś przez księcia Witolda, w której król Władysław Jagiełło dnia 7 lutego 1422 r. brał ślub ze swoją drugą żoną, piękną księżniczką Sońką (Zofią) z Holszan, matką królów polskich. W tym kościele jest obraz Matki Boskiej, o którym Mickiewicz pisał znane wszystkim słowa:

 

 

Gdy od płaczącej matki pod Twoja opiekę,

Ofiarowany martwą podniosłem powiekę.

I zaraz mogłem do Twych świątyń progu

Iść i za wrócone zdrowie podziękować Bogu.

 

 

          Pochowanych zostało przy nim 11 Sióstr Nazaretanek rozstrzelanych w Nowogródku przez Niemców 1 sierpnia 1943 r. Ofiarowały swoje życie za 120 osób skazanych na śmierć, dzięki czemu nie zostały one rozstrzelane. Siostry zostały beatyfikowane w Rzymie 5 marca 2000 roku. Obecnie to grób symboliczny, bo ich szczątki zostały przeniesione do Polski. I tak na każdym kroku spotkamy się na Kresach z barwną i dramatyczną historią tych ziem. Na tym polega magia Kresów.

          Co do celu wyjazdu, to jest on zawsze i określony i tylko przewidywany. Są też miłe niespodzianki. Moim bezpośrednim celem było uczestniczenie w odpuście M.B. Częstochowskiej 26 sierpnia w historycznej Oszmianie, znanej mi od 43 lat. Zaprasza mnie wspaniały, tamtejszy proboszcz, ks. Jan Puzyna. Z okazji odpustu odbywa się festyn, z teatrem, śpiewami, skeczami na scenie i wesołą zabawą. Razem z uroczystością w kościele spełnia on ważną rolę społeczną i kulturową .

          Celem przewidywanym i zrealizowanym mojego mojej „wyprawy” był wyjazd do Katynia, Smoleńska i Wilna, które jest niedaleko od Oszmiany, choć już za granicą. Niespodzianką był wyjazd do Witebska i na odpust do sąsiedniej parafii, Murowana Oszmianka.

          Poszerzanie wiedzy o Kościele na Wschodzie to niezwykle ważna, ale i trudna praca. Na czym ona obecnie polega, bo przecież z upływem czasu kurczą się dostępne źródła. Odchodzą ludzie, którzy mogliby przekazać wiedzę o dawnych czasach.

          Wiedzę, o której Pan mówi można podzielić na dwie części: historyczną i dotyczącą teraźniejszości. Pierwsza to okres prześladowania religii w czasach sowieckich. Opatrzność Boska sprawiła, że w latach 90. spotkałem ludzi pracujących w najważniejszych archiwach postsowieckich w Moskwie, Petersburgu, Kijowie i na Białorusi, niedostępnych dla historyków z Polski. Dzięki nim dysponowałem cennymi źródłami dotyczącymi Kościoła w strasznym okresie sowieckim. W oparciu o nie i o inne źródła, mogły powstać wspomniane książki. Natomiast niezapisane wspomnienia odchodzących szybko ludzi pamiętających czasy prześladowań Kościoła i Polaków po II wojnie, o których Pan wspomniał, to nieodżałowana strata. Nieliczne były próby ich zbierania. Na początku nikt nie miał do tego głowy, później brakowało ludzi i pieniędzy. Dysponuję pewną ilością takich relacji.

          Z Białorusi wielokrotnie dochodziły w ostatnich czasach sygnały o utrudnieniach jakie stwarzają tamtejsze władze polskim księżom, którzy pracują w tamtejszych parafiach. To niepokojące zjawisko.

          Rzeczywiście, pewnej grupie księży z Polski władze odmówiły przedłużenia wiz i musieli oni wyjechać. Ale to nie ma to większego znaczenia. Zasadniczy problem jest inny. Kościół na Białorusi niegdyś kulturowo polski, ponieważ jego wierni byli Polakami, stał się już w wielkiej mierze Kościołem kulturowo białoruskim. Mam na myśli kwestię języka. To proces nieunikniony i konieczny. W wyniku małżeństw mieszanych i wynarodowienia młodszego pokolenia Polaków, w parafiach niegdyś polskich są już obecni wierni innej niż polska narodowości. Potrzebny jest więc również ich język, jeśli sobie tego życzą. Przed kilkunastu laty księża biskupi wydali polecenie odprawiania Mszy św. także i języku białoruskim. Jest to wielkie poparcie dla tego języka, którego nie widać ze strony państwa. Na Białorusi panuje bowiem wszędzie język rosyjski. Chciałbym dodać, że to iż Kościół stał się tu także narodowościowo i kulturowo białoruski, umocniło jego pozycję w państwie.

          Trzeba bardzo mocno podkreślać to, że na zachodnich obszarach przedwojennych Kresów ogromną większość wiernych stanowią nadal Polacy oczekujący języka polskiego w kościele, bo to jest język ich serca. Jeśli Kościół na Kresach nie jest już Kościołem polskim, to pozostaje Kościołem Polaków, Musi dostrzegać ich obecność w kościołach i odpowiadać na ich oczekiwanie w dziedzinie języka. Oni w tym języku zachowali wiarę, przekazali ją swoim dzieciom i na tym dzisiaj opiera się Kościół. Postulat dotyczący języka polskiego wynika z praw człowieka i z nauczania Kościoła, które mówi, że tam gdzie wierni żądają liturgii w swoim języku, tam biskup miejscowy ma obowiązek ją zapewnić. To nauczanie jest bardzo aktualne z tego względu, że w praktyce spotyka się wśród duchowieństwa takie widzenie Kościoła na Białorusi, które pomija obecność w nim Polaków i ich oczekiwania dotyczące języka. Sprzyja temu określenie „Kościół białoruski”. Jest ono niedobre. Właściwe określenie to „Kościół na Białorusi”, ponieważ wskazujące ono na obecność w Kościele wiernych różnej narodowości, w tym Polaków. Szacunek dla ludzi i dobro Kościoła wymaga, by wszyscy mieli te same prawa w dziedzinie języka w kościele. Trzeba to wskazywać, ponieważ powstałą coraz mocniejsza presja z różnych stron na białorusiniazację liturgii. Trudno tu rozwijać ten temat.

          Naszych czytelników z pewnością interesuje zakres swobody religijnej na Białorusi. Jak to przedstawia się aktualnie i czy zlaicyzowane społeczeństwo białoruskie w ogóle jest zainteresowane sprawami religii i życia duchowego?

          Poruszył Pan kilka spraw. Istnieje całkowita swoboda, gdy chodzi o praktyki religijne. Natomiast są ograniczenia w wypadku księży przybywających w gościnę z Polski. Wymagane jest np. pozwolenie władz na pracę duszpasterską w kościele. Wpływ laicyzacji jest już bardzo widoczny w obojętności religijnej, w istnieniu konkubinatów itp. zjawisk.

          Najpoważniejszy problem to przemyślane i dyskretne dążenie władz do uzależnienia Kościoła od państwa na wzór Cerkwi prawosławnej. Prezydent Łukaszenka kazał jej np. skrócić nabożeństwa i wstawić ławki i cerkwi, by ludzie nie musieli stać podczas długich nabożeństw. Jego dalekosiężny cel to posłużenie się Kościołem katolickim dla swoich ideologicznych celów, w tym dla rusyfikacji Polaków przez język białoruski w kościołach. Brak w nich języka polskiego to najbardziej skuteczny sposób w realizowaniu tego celu.

          Na koniec proszę powiedzieć jak się obecnie żyje Polakom na Białorusi od strony materialnej. Jaki jest poziom życia, jak działają handel i usługi w tym kraju, jaki jest dostęp do kultury itp.

          Na ten temat jest wiele fałszywych wyobrażeń. Ludzie na Białorusi mają skromniejsze wymagania niż ludzie w Polsce i nie narzekają. Służba zdrowia jest łatwo dostępna, ale jej poziom jest niekiedy dość niski. Pacjent musi np. kupić gdzieś strzykawki do zastrzyków, jeśli w szpitalu musi je brać. Słyszałem o tym w Witebsku. Ale nowy szpital w Oszmianie, w którym byłem, jest na takim samym poziomie, jak szpitale w Polsce gdy chodzi o warunki w jakich przebywają chorzy. Piękna jest istniejąca w nim kaplica.

          Co do poziomu życia na Białorusi to są duże różnice w zależności od tego, jak długo dana część kraju pozostawała w systemie sowieckim. Na terenach wschodnich, należących przed wojną do ZSRS, jest znacznie niższy poziom życia i dużo biedy. Ludzie ratują się uprawą ziemniaków i warzyw na swoich działkach. Bezrobocia nie ma, bo wielu wyjeżdża na zarobek do Rosji.

          Natomiast zachodnia część, to znaczy przedwojenne polskie Kresy Wschodnie, mocno różni się pod każdym względem od wschodniej. Tu poziom życia jest znacznie wyższy niż na Wschodzie w każdej dziedzinie: mieszkań, handlu, komunikacji i zamożności. System sowiecki nie zniszczył tu do końca inicjatywy ludzi w dziedzinie ekonomicznej. Pomaga przygraniczny handel z Polską i Litwą. W tej części osiedlają się emigranci z Rosji, Ukrainy i Litwy i z innych krajów. Takich emigrantów jest już, według jednej z gazet polskich, kilkadziesiąt tysięcy. W Polsce panuje mit o biedzie na Białorusi, tworzony przez różne media. Jest on fałszywy. Tak samo fałszywe są pogłoski o niebezpieczeństwach podróży na Białoruś. Są one szkodliwe, ponieważ powstrzymują ludzi od podróży do tego ciekawego i ważnego dla naszej kultury kraju. Tamtejsi Polacy czekają na nas. Spotkania z nimi są nie tylko wzruszające, ale i bardzo wzbogacające pod każdym względem. Ujmująca jest ich delikatność i życzliwość w stylu bycia. To znak dawnej kultury polskiej.

          Źle jest na Białorusi natomiast, gdy chodzi o swobody obywatelskie i prawa człowieka. Akcje społeczne Polaków, np. postawienie krzyża na historycznym dla nas miejscu, są bezwzględnie zwalczane i karane. Bardzo przykra i złowroga jest dla nas spotykana często, w miastach i miasteczkach, nazwa ulic: „17 września”. To data wkroczenia do Polski Armii Czerwonej w 1939 r. i początek nieopisanych cierpień i zbrodni dokonanych na Polakach. Nadal stoją pomniki Lenina.

          Na koniec o wrażeniu po powrocie do Polski. Przykro tu uderzają różne kontrasty w porównaniu z Białorusią. Np. nasz piękny krajobraz zasłaniają i szpecą reklamy i tzw. ekrany chroniące podobno od hałasu. Tego nie ma na Białorusi. Kontrast jest także, gdy chodzi o czystość miast i miasteczek. W Lublinie nawet nasze Aleje Racławickie są zaśmiecone. Walają się puszki po różnych napojach, plastikowe torby, papiery itp. śmieci. To nie do pomyślenia na Białorusi. Tam ulice miast i miasteczek są czyste. Na rabatach rosną kwiaty. Ściany domów nie są zeszpecone, jak u nas. To znak kultury, której u nas pod tym względem brakuje. Nie mamy powodu do wynoszenia się nad tamto społeczeństwo.

Dziękuję za rozmowę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„Zaułek 17-go Września” w Oszmianie.

bottom of page